Moja przygoda z telefonami marki Apple zaczęła się właściwie wtedy, kiedy rozpoczął się na nie prawdziwy boom – około połowy roku 2008. Wówczas nie przeliczając dokładnie ile mnie to będzie kosztowało zakupiłem sobie swojego pierwszego iPhone’a 3G 16GB – w abonamencie Orange na 36 miesięcy. Pomijam już koszty finalne całej zabawy, ponieważ w tym wpisie chciałbym się skupić bardziej na samym telefonie. A ten przyznaję od samego początku przypadł mi niesamowicie do gustu. Bardzo wygodnie pisało mi się na nim SMS’y, a późniejszy tryb jailbreak usprawnił go jeszcze bardziej. Konkurencja telefonów tej firmy została bardzo daleko z tyłu…
Po jakimś czasie zaczęło mi brakować pewnych funkcjonalności, które pojawiały się u konkurencji. Między innymi możliwość ustawienia hot-spotu (do tego trzeba było zakupić specjalne oprogramowanie dostępne w Cydii) oraz kilka innych rzeczy. Denerwujące i uciążliwe zrobiło się również dla mnie zmienianie karty SIM – bez spinacza czy specjalnego gadżetu dołączanego razem z telefonem przez Apple jak wiadomo się nie obędzie. Nie zawsze jednak dysponujemy czymś na tyle cienkim w trakcie wyjazdu. A ponieważ wyjazdy są u mnie rzeczą bardzo często zaczęło być to dla mnie kłopotliwe. Tym bardziej, że zazwyczaj w kraju docelowym kupuję sobie kartę SIM operatora z tego kraju, a następnie aktywuję pakiet internetowy. To sprawia, że niskim kosztem czuję się właściwie jak w Polsce pod względem komunikacyjnym.